Wybór szkoły to ważna sprawa. Wszyscy rodzice, bez względu na stan zdrowia dziecka, stają przed niełatwą decyzją. Muszą odpowiedzieć sobie na liczne pytania. Zwykle jednak, te trudności pojawiają się przy kolejnych etapach edukacji. Bowiem na początku edukacyjnej przygody i wyboru przedszkola ważnym kryterium jest odległość – od domu lub pracy, czasem liczba dzieci w grupach lub oferta zajęć dodatkowych. Analogicznie przy wyborze szkoły podstawowej. Najczęściej jest to po prostu szkoła rejonowa. Sytuacja rodziców dziecka z niepełnosprawnością jest inna. Oprócz zwykle towarzyszących pytań i niepewności pojawiają się też dodatkowe. Tradycyjny wybór już na poziomie przedszkola poszerza się o pytania o jego rodzaj: specjalne, integracyjne czy ogólnodostępne? Za pytaniami kryje się często niepewność i lęk. Czy moje dziecko sobie poradzi? Jak zostanie przyjęte, czy pracujący tam nauczyciele są odpowiednimi osobami? A z drugiej strony może pojawić się myśl, mój syn czy córka będzie podążać za zdrowymi dziećmi, to szansa. Sprzyjające środowisko rówieśnicze może być korzystne dla rozwoju. Nie bez znaczenia jest fakt, że konieczność konfrontowania się ze szkołą specjalną, może być zbyt dużym wyzwaniem. Oznacza to bowiem jasne obwieszczenie sobie i światu: moje dziecko jest niepełnosprawne. Czasem to trudna prawda. Z kolei w przedszkolu rejonowym są liczne grupy, a dziecko z wyzwaniami rozwojowymi potrzebuje zindywidualizowanego podejścia.
Niepewność, rozterki, pytania. Jest ich dużo. I nie ma prostych rozstrzygnięć. Jeżeli w ogóle można mówić o jednej uniwersalnej zasadzie, to może być nią wyłącznie ta, wskazująca, że dobre jest to, co jest dobre dla konkretnego dziecka. I nie zawsze jest to od razu jasne. Czasem pierwsza decyzja nie jest tą najwłaściwszą. Tak było w moim przypadku. Jedna z moich córek jest osobą z Zespołem Downa, z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i dodatkową diagnozą wskazującą na zaburzenia hiperkinetyczne. Jaka była nasza droga edukacyjna? Początkowo trudna. Pierwszą próbę podjęłam w rejonowym przedszkolu ogólnodostępnym, słysząc, że tam właśnie nauczyciele mają doświadczenie w pracy z dzieckiem z Zespołem Downa. Niestety nie przyjęto mojej córki. Brak miejsc. Drugim wyborem było przedszkole prywatne, także osiedlowe. Nie przyjęto mojej córki, nikt nie powiedział tego wprost, ale w tle łatwo słyszalnym powodem był Zespół Downa. Trzecia próba, inne prywatne przedszkole, także osiedlowe. Sukces. Moje dziecko znalazło w nim miejsce niemalże z dnia na dzień. Wszyscy byli niezwykle uprzejmi, nikt nie miał problemu z niepełnosprawnością. Niestety nie był to także dobry wybór. Moja córka nie potrafiła bawić się z dziećmi, włączać do zabaw, jeść samodzielnie. W efekcie nie włączała się w wiele aktywności, które nie były dla niej dostępne, ale w zamian nie dostawała dostosowanych do swoich możliwości. Jej doświadczeniem stało się bycie poza grupą, poza tą małą społecznością do której miała dołączyć. Czyli dokładnie to, przed czym chciałam ją ustrzec. Zupełnie nie wiedziałam co robić. Nie miałam pojęcia, że w naszym mieście jest przedszkole specjalne. Dowiedziałam się o tym od jednej z mam. Nie byłam przekonana, ale nie byłam też przeciwniczką takiego rozwiązania. Nie miałam innego wyboru. Początki nie były łatwe. Nie od razu trafiłyśmy na nauczyciela dostrojonego do mojej córki. Udało się to w drugim roku. Dziś moja córka ma 10 lat, od siedmiu jest w edukacji określanej jako specjalna. Co zyskałyśmy? Przede wszystkim edukację dostosowaną do potrzeb i możliwości. Niezwykły poziom troskliwości oraz uważność. To wszystko jest możliwe w maleńkiej grupie. Ważna dla mnie jest otwartość nauczyciela i gotowość do dialogu. Szukanie rozwiązań w sytuacjach trudnych. Moja córka wielokrotnie prezentowała niewłaściwe zachowania. Nigdy nie poczułam się oceniana, nigdy nie odczuwałam wstydu. W krytycznych momentach szukamy rozwiązań, możliwości wyjścia z kryzysu. Szkoła jest dla mnie ogromnym wsparciem, a dla mojej córki miejscem, które uwielbia. Na co zwracam uwagę? Na wszystko. Poza edukacją, poziomem komunikacji, ważne jest dla mnie to, w jaki sposób do dzieci zwracają się nauczyciele i pozostali pracownicy szkoły, jak reagują, gdy uczeń zachowuje się np.: w agresywny sposób. Zwracam też uwagę na drobiazgi: jak ubrane wraca moje dziecko, czy ktoś zadba, aby zdjąć czapkę, gdy jest zbyt ciepło i dobrze zawiązać szalik, gdy jest zbyt zimno (dzieci są dowożone specjalnym busem). I przez siedem lat absolutnie wszystko jest dokładnie tak jak powinno być. Dziś z perspektywy lat nie mam wątpliwości. Dla mojej córki był to najlepszy wybór.